- "Magiczne miejsca w magicznym wymiarze, na fotografii, nieśmiertelnej formie wspomnień wyrzeźbionej światłem."
Duk Błażej
Sebastian Kwoczała z Poręby to hodowca koni rasy Śląskiej. Jest zakochany w koniach od dziecka.
Tak mówi o początkach swojej pasji do koni – Pamiętam, jak dziś, gdy w wieku 6 lat u państwa Pisarskich usiadłem pierwszy raz na koniu – kucyku Dropsie. Długo się nie utrzymałem i od razu spadłem, ale się nie zniechęciłem i próbowałem dalej. To chyba wtedy połknąłem bakcyla, który przez lata przerodził się w ogromną pasję i zaangażowanie – opowiada pan Sebastian. – Mając zaledwie 14 lat, rozpocząłem podróżowanie wraz z innymi hodowcami z Terenowego Koła Hodowców Koni ze Strzelec Opolskich na wystawy i inne „końskie wydarzenia”. Następnie były debiuty w roli prezentera koni, przygotowując konie pod czujnym okiem śp. Jana Pisarskiego. Jak przekonuje pasjonat – nie ma dwóch tych samych koni, każdy jest inny, wyjątkowy. Konie uczą cierpliwości, sumienności i opanowania. Należy znaleźć nić porozumienia, aby współpraca człowieka ze zwierzęciem dobrze się układała.
– Gdy rodzi się źrebię, to ogromne przeżycie, nie tylko dla mnie, ale także dla innych hodowców którzy mnie wspierają. Czasem spędzamy całe noce w stajni, aby czuwać nad klaczą i być gotowym odebrać poród. Hodowla to nieodłączny element własnego życia, trzeba się temu poświęcić bezwarunkowo i oddać serce, a odpłaci podobną miarą – mówi pan Sebastian. – Wyhodowanie dobrego konia to lata doświadczeń, popełnionych błędów i zdobytej wiedzy z książek czy od innych hodowców. Już na początku analizujemy kandydata na ojca pod względem cech, uwarunkowań czy pochodzenia, tak aby kolejne pokolenia miały to co najlepsze. Oczywiście z genami jak na loterii bywa różnie. Pomimo najlepszych chęci i olbrzymiej wiedzy, cechy które chcieliśmy uzyskać, można zaobserwować dopiero w drugim czy nawet czwartym pokoleniu. Klacz w ciąży jest 11 miesięcy ten okres ma ogromne znaczenie dla przyszłego czempiona. Zbilansowana dieta, ruch na świeżym powietrzu i odpoczynek na zielonych pastwiskach tuż za domem na pewno temu sprzyjają.
– Ciekawostką jest, że źrebię dostaje imię zaczynające się na pierwszą literę imienia swojej matki – opowiada. – Pierwszego konia otrzymałem od rodziców gdy miałem 17 lat – koń o imieniu Ara jest ze mną do dziś, to stary przyjaciel od lat. Moja hodowla stanowi zaledwie cztery konie, bo na więcej na razie nie mogę sobie pozwolić. To obowiązek 24 godz. na dobę, oczywiście zdarzają się wyjazdy co najwyżej dwudniowe. Wtedy wspierają mnie rodzice, dziewczyna i siostry, które karmią i oporządzają koniki. Moje konie osiągają wysokie wyniki na arenie ogólnopolskiej, stratuję również jako prezenter z końmi innych hodowców. Na swoim koncie mam już kilkukrotny tytuł najlepszego prezentera. Do konkursów koń musi się przygotować. Ćwiczy wtedy po 2-3 godz. dziennie, czasem to właściciel więcej biega niż koń, należy również pamiętać o odpoczynku i regeneracji. Pokazy odbywają się od kwietnia do lipca, później koń odpoczywa na pastwiskach i zbiera siły na kolejny rok. W koniach jest to co kocham, nieodłączny element mojego życia, który miejmy nadzieję, że kiedyś przekażę młodszemu pokoleniu, by koń śląski był zawsze żywy – dodaje.
Tekst pochodzi z artykułu Joanny Krok w Strzelcu Opolskim.